wtorek, 21 czerwca 2016

CO CIĘ NIE ZABIJE....CZ.I






Nataniel obudził się w świetnym humorze. Nadszedł dzień w którym udowodni ojcu, że nie ma nad nim żadnej władzy. Przedstawi mu swoją narzeczoną, jemu i wszystkim którzy sądzą, że cokolwiek znaczą. Będzie stał tam, pośrodku tych wszystkich pochlebców i łgarzy i z wyrazem triumfu na twarzy oznajmi, iż poślubi zwykłą dziwkę. Pragnął ujrzeć reakcję ojca, w końcu tylko o to w tym wszystkim chodzi. Chciał mieć synową, proszę bardzo. Tego na pewno się nie spodziewał.
         Jedyne czego się obawiał, to zachowanie Ester. Zganił się w duchu, że pozwolił jej się znowu sprowokować. Chociaż tym razem dostała to na co zasłużyła. Podobało mu się. Widział w jej oczach odrazę i ból, lecz nie dostrzegł tego czego pragnął najbardziej. Nie bała się go. Ale musiał przyznać, że bawił się świetnie. Jeśli tylko będzie grzeczna dożyje ślubu. Miał ochotę na małą dogrywkę, kilka kolejnych siniaków nie zrobi różnicy, chociaż i tak zapewne nikt nie odważyłby się skomentować jej wyglądu. Na swoje nieszczęście musiał jeszcze załatwić kilka spraw biznesowych, przez co nie miał czasu na spotkanie ze swoją piękną narzeczoną. Cóż, zobaczą się dopiero na przyjęciu.
Cały dzień upłynął na przygotowaniach, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Salon wyglądał przepięknie, bukiety z białych róż zajmowały większość miejsca a miliony świec rozświetlały pomieszczenie nadając niepowtarzalny klimat. Nie było się czemu dziwić, organizacją rocznicy ślubu rodziców zajęła się siostra Nataniela, Rebeka. Była wprost do tego stworzona, Nataniel był pewien że jego ślub też został już wyreżyserowany, czekał tylko na swój egzemplarz scenariusza. Ale jak to się mówi „co cię nie zabije to cię wzmocni” tak więc niech ta komedia w końcu się zacznie.
Nataniel jako gospodarz witał wszystkich gości z radosnym uśmiechem i odrobinę wymuszoną wesołością. Wiedział, że większość z przybyłych czeka tylko na dogodny moment aby się go pozbyć. Jeszcze tylko kilka godzin i przyjdzie czas na gwóźdź programu a wtedy nie będzie już odwrotu. Tak jak się spodziewał, całe przyjęcie było tak sztywno wykreowane jak to tylko możliwe. Sztuczne i nieszczere życzenia składane jego rodzicom i jeszcze bardziej fałszywe podziękowania. I te dyplomatyczne rozmowy. Nataniel nie cierpiał oficjalnych imprez. Nie mógł przekonać się do hipokryzji prezentowanej przez ELITĘ. Z chęcią pozabijałby połowę z nich albo chociaż skutecznie uciszył, w gruncie rzeczy mogliby mu się jeszcze na coś przydać.
Przechadzał się pomiędzy stolikami starając się porozmawiać chociaż przez chwilę z każdym z gości. Tego wymagała etykieta którą matka wpajała mu od małego. Spacerując tak usłyszał pewną ciekawą rozmowę, i przez nieuwagę prawię nie wybuchł ze śmiechu na oczach zebranych. Jak widać nie tylko on przygotował niespodziankę na dzisiejszy wieczór. Czyżby szanowny tatulek planował ogłosić jego zaręczyny z córką swego przyjaciela? A już myślał, że lepiej być nie może. A ty taka niespodzianka.
Po wszystkich obowiązkowych punktach programu nadszedł czas na prawdziwe show. Nataniel  skierował się w stronę schodów aby w końcu móc przedstawić zebranym przyszłą Panią Cassatello. Tego co zobaczył nie mógł spodziewać się jednak w najśmielszych snach. U szczytu schodów ujrzał Ją. Wyglądała pięknie. Burza kaszmirowych loków opadał miękko na suknię w kolorze słodkiego czerwonego wina która doskonale podkreślała jej kobiece kształty. Stała tam dumna, z uniesioną głową i uśmiechem którym mogłaby stopić lód. W jej oczach dojrzał miliony iskierek, czyżby szczęścia? To nie mogła być ona. Chyba jednak jeszcze nie wytrzeźwiał a to wszystko mu się tylko śni lub wziął za silne prochy. Ale sądząc po reakcji ludzi w około chyba też coś brali. Stał więc tam lekko zmieszany, nie spuszczając oczu z osoby której w ogóle nie rozpoznawał.
Ester po przepłakanej nocy i odgonieniu miliona makabrycznych myśli zaplanowała skuteczną zemstę. Doszła do wniosku, że chyba należy w końcu ujawnić swoje talenty i zniszczyć wroga jego własna bronią. Chce żony? Proszę bardzo. Dziecko? Dlaczego nie. Ale na jej warunkach.
Jeszcze w zeszłym tygodniu dostała od Nataniela suknię w której miała pojawić się na przyjęciu. Czarna, z kryształowymi zdobieniami. Nawet ładna lecz całkowicie nie w jej typie. Miała własną wizję swojego „wystąpienia” i konsekwentnie ją realizowała. Wprawdzie musiała zamaskować kilka dodatkowych siniaków ale czego nie robi  dla swego narzeczonego. Tak więc wyjęła spod łóżka przepiękną krwisto czerwoną suknię z długim trenem, która dość śmiało uwydatniała jej spory biust. Dostała ją od Jacoba. Jaśnie pan Nataniel chciał show? Będzie go miał. Nie mogła doczekać się jego reakcji. Jeszcze tylko kilka minut i przekona się kogo tak naprawdę sprowadził do swego domu. Czekała w napięciu na odpowiedni moment i gdy usłyszała gromkie oklaski zapowiadające zapewne toast za Państwa Cassatello, pewnym krokiem podążyła w kierunku przeznaczenia.
Ujrzała go w tej samej chwili gdy kierował swe kroki ku schodom. Zastygł w bezruchu nieprzytomnie wpatrując się w jej oblicze. Uśmiechnęła się, na to właśnie liczyła. Wyraz jego twarzy -bezcenny. Właściwie nie tylko jego. Czuła jakby przeżywała deja wu. No tak, powtórka z licytacji. Wszystkie oczy skierowane były tylko na nią. Dostrzegła podziw i zazdrość, chociaż może w większości mogło to być  zaskoczenie i dezorientacja. No cóż, skoro już tu jest pora się zabawić.
Powoli, z wyraźną wyższością i determinacją poczęła schodzić po marmurowych schodach. Jedną ręką miękko sunęła po zdobionej balustradzie kusząco kołysząc biodrami. Robiła to z takim wdziękiem, że nie sposób było oderwać od niej wzroku. Rozglądała się wokoło nie przestając się uśmiechać. Gdy dochodziła już do ostatnich stopni z kuszącym wyrazem twarzy uniosła rękę podając ją nadal skołowanemu Natanielowi.
– Kochanie? Dobrze się czujesz?- wyszeptała jak gdyby nigdy nic i ujęła go pod ramię odwracając w stronę zebranych gości.
Jeszcze przez chwile w salonie panowała grobowa cisza. Przerwał ją Nataniel, który w końcu odzyskał władze nad swym ciałem.
- Ojcze , matko,  drodzy Panowie i Panie korzystając z okazji iż mogliśmy się tutaj dzisiaj zebrać w jakże zaszczytnym gronie z okazji rocznicy ślubu moich kochanych rodziców, chciałbym abyście razem ze mną mogli cieszyć  się moim szczęściem.- Przerywając na chwilę wyjął maleńkie pudełeczko i klękając przed Ester zapytał: - Zechciałabyś zostać moją żoną?-
Wokoło rozległ się szum, jakby wszyscy na raz wypuścili wstrzymywane powietrze. Nataniel nie patrzył na Ester, jego wzrok skierowany był na ojca i dziewczynę która tak nachalnie wodziła za nim wzrokiem od samego początku przyjęcia. Miał ochotę wstać i skakać ze szczęścia widząc ich reakcje. Nie był tylko pewien które z nich jest w większym szoku i bardziej pragnie jego śmierci. Nie wiedział ile już minęło czasu, lecz uświadomił sobie że Ester jeszcze mu nie odpowiedziała. Skierował więc wzrok na nią wyczekując jej reakcji. Wiedział, że na pewno się zgodzi ale na to się nie przygotował. Spojrzała na niego tym swoim nieodgadnionym wzrokiem i z gracją podała mu dłoń aby mógł wsunąć na jej palec brylant wielkości orzecha, po czym nie przestając się uśmiechać przyciągnęła go do siebie i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
Nataniel nie był w stanie oderwać się od jej ust. Przyciągała go jak magnes nie dając zaczerpnąć tchu. Przerwały im dopiero gromkie oklaski, jak się okazało cała mafijna rodzina nie była na tyle głupia aby znieważyć swego przyszłego bosa.
Nataniel nadal trzymał Ester w swych ramionach gdy co przytomniejsi goście poczęli składać im życzenia. Czuł na sobie wściekłe spojrzenie ojca i próbował odrobinę stłumić swój triumf aby nie sprowokować prawdziwego przedstawienia . Jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze, ale przecież to jeszcze nie koniec. Pora na bezpośrednią konfrontacje z rodzicami. Zajęty swoimi myślami nie zauważył, iż Ester przejęła funkcje gospodyni i z niepowtarzalnym urokiem poczęła rozmawiać z gośćmi. Podchodzili do niej z wyczuwalną rezerwą, zerkając raz po raz na dotychczasowego bosa który nie spuszczał z niej wzroku. Ester z gracją i kulturą której nie powstydziłaby się księżna bawiła rozmową co odważniejszych zebranych i widać było, że zaskarbiła sobie ich przychylność. Całkowicie przejęła kontrole spychając Nataniela na boczny tor, lecz nie to było jej celem. Rodzice Nataniela, to o nich jej chodziło. Wiedziała co zaplanował jej narzeczony i wiedziała też jak pokrzyżować mu plany. Nie przestając się uśmiechać skierowała się w stronę nadal zdezorientowanej głowy Rodziny Cassatello. Ani przez chwilę nie dała po sobie poznać, iż obchodzi ja to co o niej myślą.
–Państwo Cassatello, niezmiernie mi miło iż mogę w końcu poznać państwa osobiście, Nataniel tyle mi o Was opowiadał.- mówiąc to wyciągnęła dłoń aby przywitać się z Don Diegiem.
Popatrzył na nią lecz nie odwzajemnił grzecznościowego zwrotu, nie podał jej też ręki. Musiała odrobinę przyśpieszyć swoje wystąpienie bowiem zauważyła iż Nataniel skierował swe kroki w ich stronę. - Państwo wybaczą nie chciałam być aż tak bezpośrednia, nie przyzwyczaiłam się jeszcze do panujących tu zwyczajów. Mam nadzieję, iż państwa nie uraziłam?-
Niespodziewanie Nataniel wszedł jej w słowo - Ojcze widzę, iż poznałeś już moją narzeczoną.-
Don Diego nie wytrzymał - Co to wszystko ma znaczyć? I skąd ty ją do kurwy nędzy wytrzasnąłeś? Jeśli chciałeś wyprowadzić mnie z równowagi to gratuluję udało ci się a teraz zakończ ten cyrk.-
- Ależ Ojcze, nie wypada tak się zachowywać w towarzystwie dam.-
- Nie będziesz mnie uczył co wypada a co nie. Za chwilę przedstawię twoją prawdziwą narzeczoną, radzę do tego czasu zająć się tą oto osobą abym nie musiał tego robić sam.-
Nataniel już miał odpowiedzieć, lecz Ester go uprzedziła i z cała elokwencją na jaką mogła sobie pozwolić odrzekła z udawanym wzburzeniem: - Z całym szacunkiem, ale cały czas tutaj jestem i nie musicie mówić o mnie  w trzeciej osobie. Może i nie jestem jedną z córek Pana przyjaciół i nie pochodzę z zamożnej rodziny ale znam swoją wartość i nie pozwolę się obrażać. Jesteśmy z Natanielem szczęśliwi i nikt nam tego nie odbierze, nawet despotyczny ojciec za którego Pan pragnie uchodzić – posługiwała się perfekcyjnie włoskim co odrobinę zaskoczyło Nataniela- Jeśli cokolwiek Panu we mnie przeszkadza proszę mi to powiedzieć wprost, nie mam niczego do ukrycia i nie wstydzę się tego kim jestem. -
Don Diego zirytowany słowami dziewczyny nie wytrzymał i gniewnie ryknął na cały głos – Jak śmiesz się tak do mnie zwracać? Nie wiem skąd mój syn cię wytrzasnął ale długo nie zagrzejesz tu miejsca- mówiąc to kiwną głową na ochroniarzy podążających w ich kierunku.
Ester nie dawała za wygraną - Ależ kochany teściu nie chcesz chyba aby twoja przyszła synowa i matka twoich wnuków została wyprowadzona z przyjęcia w eskorcie ochrony. Gdzież podziały się twoje dobre maniery? A co do pytania o miejsce w którym się poznaliśmy, to twój ukochany syn kupił mnie sobie na licytacji w Czarnej Dalii. Przeznaczenia nie zmienisz, trzeba się z nim pogodzić.-
W pomieszczeniu zapanowała cisza, nikt nie odważył się poruszyć lub chociażby głośniej odetchnąć. Wyraz twarzy Don Diego wyrażał chęć mordu. Wszyscy czekali na rozwój sytuacji gotowi w każdej chwili ewakuować się w  bezpieczne miejsce. – Brać ją, sam się nią zajmę gdy tylko skończę rozmowę z mym pierworodnym – sześciu ochroniarzy skierowało się w stronę Ester z głupawymi uśmiechami na twarzy.
- Ojcze, nie zapominaj się, jesteśmy w moim domu a to moja narzeczona- Nataniel wyraźnie przestraszony rozwojem sytuacji próbował ratować sytuację. Wiedział, że Ester na niczym nie zależało, szczególnie na życiu ale tego się po niej nie spodziewał.
Ochroniarze znaleźli się zaledwie o krok od Ester gdy ta powoli lecz stanowczo uniosła dłoń w geście obrony. - Spokojnie Panowie chyba aż tylu z was nie potrzeba aby unieszkodliwić bezbronną dziewczynę? Jestem tak zapominalska całkowicie wyleciało mi z głowy, iż nie złożyłam jeszcze jubilatom życzeń i nie wręczyłam prezentu- mówiąc to sięgnęła do przepięknej broszy przypiętej do sukni i z w wielką ostrożnością odpięła ją od niej.
- Długo myślałam nad prezentem, nie byłam do końca przekonana jak dokładnie chcielibyście zginąć – po sali przeszedł nerwowy szept – w końcu doszłam do wniosku, iż najbardziej spektakularnym odejściem całego mafijnego klanu będzie po prostu wysadzenie was w powietrze - mówiąc to w kółko pocierała bogato zdobioną broszę. Z niespotykaną szybkością i okrzykiem przerażenia wśród części z zebranych odwróciła się w kierunku jednego z ochroniarzy który miał zamiar rzucić się na nią od tyłu - jeśli zbliżysz się jeszcze chodź o milimetr zdetonuję ją szybciej niż myślisz i radzę przestać celować do mnie z broni palnej chyba, że aż tak bardzo spieszy się wam na tamten świat – Don Diego kiwną głową i dało się słyszeć szelest opuszczanego uzbrojenia.
- Jesteście strasznie zdenerwowani, trwa przyjęcie powinniście się dobrze bawić – gestem dłoni dała znak orkiestrze aby zaczęła grać- jak na Titanicu, co?- roześmiała się z tego porównania i skierowała swe kroki w kierunku Nataniela
- Kochanie, chciałbyś coś dodać? –
Nataniel nie odrzekł ani słowa, lecz w jego oczach dojrzała strach.
– Nie znacie się wcale na żartach – mówiąc to rzuciła brosze w kierunku ochroniarzy. W pomieszczeniu wybuchła panika, większość z gości rzuciła się na podłogę próbując osłonić się przed siłą rażenia, pozostali pobiegli w kierunku drzwi mając nadzieje na ratunek. Lecz wybuch nie nastąpił. Ester stojąc na schodach wybuchła śmiechem.
– Naprawdę nie znacie się na żartach, jak mogłabym zrobić krzywdę swojemu ukochanemu i jego rodzinie. Musicie odrobinę wyluzować. Stres wpływa negatywnie na długość życia. A teraz zapraszam panów z ochrony, możecie mnie w końcu wyprowadzić, postaram się nie stawiać oporu.-
Po tych słowach upokorzeni bosowie i ich towarzyszki poczęli wstawać  z marmurowej podłogi i niepewnie z drżeniem w głosie żartować z całej sytuacji. Ester dobrowolnie podała dłoń jednemu z ochroniarzy który z wściekłością chwycił ją wykręcając za plecy i szarpnięciem popchnął w kierunku drzwi.
 – Panowie, nie ładnie tak traktować narzeczoną przyszłego Dona. A ja chciałam oszczędzić wam sprzątania, ale cóż, nic na siłę. Ładunek eksploduję za 9, 8, 7 – z uśmiechem na ustach rozpoczęła odliczanie, jednak żaden z ochroniarzy nie zareagował na jej słowa, więc zaczęła mówić głośniej
- 6, 5 – wszyscy zebrani popatrzyli po sobie nie pewni czy nadal żartuję, nie chcieli ponownie okazać się tchórzami
– 4 – Nataniel nie wytrzymał i z wprawą byłego żołnierza chwycił broszę i cisną nią przez uchylone witrażowe okno. Ester nie przestając się uśmiechać dokończyła odliczanie
- 3,2,1 i ….-
 Huk eksplozji rozdźwięczał w jej uszach a potem nastała nicość….

10 komentarzy:

  1. Bardzo dobre opowiadanie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że udało Ci się przebrnąć przez wszystkie wcześniejsze rozdziały "książki";-) Jeśli nie serdecznie do tego zachęcam ;-) Fajnie, że Ci się spodobało i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ;-)

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)Ester jest dla mnie wzorem kobiety, mam na myśli, że idealnie umie się wpasować w daną sytuacje, mimo że nie jest dla niej przyjazna

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!!! Nie mogę się doczekać kolejnych części !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, że wciąż ze mną jesteście;-) I ciesze się niezmiernie, że się podobało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przeczytaniu mogę powiedzieć tylko jedno słowo - kurde :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dalsza część?! ����

    OdpowiedzUsuń
  7. W przyszłym tygodniu postaram się coś dodać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. To świetnie ,już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super opowiadanie! Życzę sukcesów! ;D Ale mała uwaga: czcionka nie jest taka sama w całym tekście i jak kończy Pani wypowiedź bohatera, to nie powinna Pani wstawiać "-" (chyba, że się mylę to proszę mnie poprawić). Poza tym SUPER!

    OdpowiedzUsuń