piątek, 30 września 2016

CO CIĘ NIE ZABIJE...CZ.4


http://vignette1.wikia.nocookie.net/gothic/images/3/35/Lochy_zamkowe_w_G%C3%B3rniczej_Dolinie_%28Wasteland%29.png/revision/latest?cb=20150329001637&path-prefix=pl

....Don Diego nie spodziewał się, iż Nataniel wykona pierwszy ruch. Całkowicie zaskoczyła go również liczba zwolenników jego wydziedziczonego syna. Nie była to wyrównana walka, większość starej gwardii poddała się bez konieczności użycia siły, wychodząc z założenia iż liczą się tylko interesy, nie ważne z kim prowadzone.
          Oczywiście nie obyło się bez ofiar, lecz każda ze stron liczyła się z taką możliwością, lecz póki co długoterminowe konsekwencje nie miały dla Nataniela żadnego znaczenia. Jedyne co się liczyło to odnalezienie Ester, a żeby to zrobić musiał skonfrontować się ze swoją familią i nie miał co do tego żadnych wyrzutów sumienia.

……………………………………………………………………………...
Ester leżała skulona na swoim posłaniu. Po tak długim czasie materac przesiąknął wilgocią oraz wydzielinami jej ciała. Przyzwyczaiła się już do zimna i wilgoci jaka panowała w pomieszczeniu w którym ją przetrzymywano.  Nie zwracała już nawet uwagi na wszelkie robactwo pełzające po ceglanych ścianach  a także po niej gdy za długo się nie poruszała. Otaczała ją nieprzenikniona ciemność. Znajdowała się  pod ziemią, i to zapewne głęboko ponieważ nie dochodziły tam żadne dźwięki. Pomieszczenie musiało niegdyś pełnić funkcję cel przeznaczonych dla niewolników, co uświadomiła sobie gdy została przykuta do zardzewiałych łańcuchów zwisających z sufitu. Nie potrafiła określić  dokładnie ile miesięcy tu spędziła, lecz sądząc po wielkości jej brzucha mógł być to już ósmy miesiąc. Czuła się fatalnie. Musiało już minąć kolejne kilka dni odkąd po raz ostatni dostała coś do jedzenia. Zdarzało się to już wcześniej ale nigdy nie aż na tak długo. Ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Nie była już w stanie doczołgać się do ściany na której zbierała się skraplająca się ciecz. Od ponad tygodnia było to jej jedyne źródło wody pitnej. Może nie był to najlepszy pomysł na przetrwanie ale w przebłyskach świadomości tylko to wydawało się racjonalnym postępowaniem. Po raz kolejny jej ciałem wstrząsnął dreszcz, gorączka przybierała na sile. Zdawała sobie sprawę jak musi wyglądać. Spędziła tu tyle miesięcy, poniżana, maltretowana i głodzona. Wiele razy chciała się poddać, lecz nie mogła pogodzić się z faktem iż dziecko umrze razem z nią. Wiedziała, że to niedorzeczne. Przecież i tak żadne z nich nie przeżyje w tych warunkach. Nawet gdyby cudem udało jej się urodzić. Nadal czuła jego ruchy. Tylko to pozwalało jej dalej walczyć. Sen przynosił jej ukojenie. Śniła o życiu. Zwykłym, prostym życiu ze swoim dzieckiem i mężem u boku, w małym mieszkanku ze wścibskimi sąsiadami i upierdliwą teściową. W jej marzeniach nie było ani Nataniela ani niczego z koszmaru w jakim tkwiła. Jej szaleństwo osiągało poziom krytyczny. Często sama zadawała sobie ból po to aby nie zapomnieć kim jest i że jeszcze żyje. Gdy ją tu wtrącili miała liczne skaleczenia od odłamków szkła. Rany goiły się same tworząc jątrzące szramy i blizny. Jeden z odłamków utkwił w okolicy serca czego dowodem była jedyna opatrzona rana, pamięta iż dotykiem policzyła szwy, miała ich 12. Rana powinna być śmiertelna, świadomość iż los po raz kolejny z niej zadrwił, niszczyła ją. Przynajmniej jej oprawcy byli zadowoleni. Na początku nie mogła przyzwyczaić się do panujących ciemności i nie wiedział kiedy nadejdzie cios. Stopniowo jej zmysły wyczuwały zbliżające się niebezpieczeństwo, lecz nie mogła go uniknąć. Miała łańcuchy na rękach i nogach a także na szyi. Teraz bez trudu zsunęła je z wychudzonego ciała. Pozostała jedynie obroża, wrzynająca się w ciało i ciążąca jej niemiłosiernie. Gdy tylko zorientowała się, że jest w ciąży jej jedynym gestem obronnym było zasłanianie brzucha. Od uciążliwego kopania i uderzeń tępymi narzędziami miała połamane żebra i wiele innych kości. Część z nich udało jej się unieruchomić dzięki czemu miały szansę się zrosnąć. W chwili obecnej nie była w stanie przypomnieć sobie co jeszcze jej zrobili. W sumie nie miało to żadnego znaczenia. Jej umysł przywoływał różne dziwne wizje. W jednej z nich była postacią z jej ulubionego serialu która zamknięta w wieży zaczęła zjadać własne palce aby przedłużyć swe bezsensowne życie które koniec końcem skończyło się na pieńku kata. Zastanawiała się czy byłaby  w stanie postąpić tak samo. W sumie jednego palca i tak już nie miała. Don Diego uciął jej go maszynką do przycinania cygara, gładząc ją jednocześnie po głowie i nucąc starą włoską kołysankę. Nadal czuła ciepłą krew skapującą po jej udzie lecz była z siebie dumna iż nie pozwoliła sobie chociażby na jęk bólu. Wtedy jeszcze myślała iż jej prowokacyjne zachowanie zbliży ją do śmierci. Cóż, oczekiwania a rzeczywistość to dwie różne sprawy.
Pogrążając się w urojonych marzeniach początkowo nie zwróciła uwagi, iż coś się zmieniło. Jej zmysły pracowały w zwolnionym tempie wyłapując tylko strzępki sygnałów z otoczenia. Poczuła na ciele chłodny powiew powietrza. Czyżby ktoś w końcu sobie o niej przypomniał? Wdychała łapczywie świeże powietrze, nie mogąc opanować odruchu wymiotnego. Nie przeszkadzało jej nawet iż krztusząc się czuła iż wyrywa sobie płuca. Ktoś był na schodach. Słyszała jego kroki. Ich echo roznosiło się pomieszczeniu. Odgłosy przybierały na sile. Nie mógł być to jeden człowiek, było ich co najmniej pięciu. Ester czekała. Właściwie nie miała nic innego do roboty. Skuliła się jeszcze bardziej na swoim posłaniu, o ile było to jeszcze możliwe, i z tępym wyrazem twarzy spoglądała w kierunku schodów na których dostrzegła nikłe światło. Było jak iskierka która przeradza się w płomień. Zamknęła oczy. Nie była w stanie się w nie wpatrywać. Pragnęła tego lecz jej oczy w naturalny sposób odzwyczaiły się od światła i każda próba otworzenia ich kończyła się okropnym bólem. Usłyszała głosy. Próbowała wyłapać sens rozmowy, lecz jedyne co do niej docierało to urywki słów zniekształcone echem. Byli blisko. Usłyszała jak ktoś szarpiąc za metalowe pręty jej celi wypowiada jej imię. Było to najmilsze co ją ostatnio spotkało.
- Ester – Nataniel z wyczuwalnym przerażeniem w głosie wychrypiał jej imię. Znieruchomiała. Jej umysł znowu z niej drwił. Jeszcze chwila i się obudzisz i znowu będzie bolało. To tylko sen. Obudź się, obudź się, no już, nie rób sobie tego. Musisz się obudzić.
-Ester – przeraźliwy krzyk przybierał na sile odbijając się od kamiennych ścian i wwiercając się w jej mózg. Poczuła na sobie czyjś natarczywy dotyk. Ktoś nią szarpał w kółko powtarzając jej imię. Nie mogła się poruszyć w sumie to nawet tego nie chciała. Jej funkcje motoryczne skupiły się wyłącznie na oddychaniu co było nie lada wyczynem. Jej ciało poddało się, jedynie cząstka świadomości utrzymywała ją przy życiu.
- Kocham Cię. Proszę, nie zostawiaj mnie. Wszystko będzie dobrze. – Ktoś szeptał jej to do ucha jak mantrę. Nie była pewna czy mówi do niej czy próbuję przekonać samego siebie.-
Pozostali uzbrojeni mężczyźni oświetlali pomieszczenie latarkami z obrzydzeniem spoglądając na Ester. Żaden nie wypowiedział chociażby słowa.
- Wiedziałem do czego jest zdolny, ale coś takiego…- Jacob klęcząc obok Ester wpatrywał się w jej wychudzone ciało i karykaturalnie wyglądający brzuch.
- Przestań pieprzyć i pomóż mi to z niej zdjąć. Oddycha. Trzeba zabrać ją do szpitala póki jest jeszcze szansa. – Nataniel drżącymi rękoma dotknął metalowej obroży na szyi Ester. – Nie wiem jak ją zdjąć. Wrosła w ciało.-
Jeden z mężczyzn stojących przy drzwiach celi chwycił za łańcuch i jednym szybkim szarpnięciem wyrwał go ze ściany razem z mocowaniem. Zrobił to tak szybko, iż Nataniel nie zdążył nawet zareagować. Histerycznie łapiąc powietrze zdążył jedynie unieruchomić szyję narzeczonej przed kolejnymi ranami.
Ester ponownie usłyszała krzyk. Chociaż bardziej przypominało to ryk zranionego zwierzęcia. Hałas przybierał na sile. Chciała się go pozbyć z głowy lecz nie mogła. Dłuższą chwilę zajęło jej uświadomienie sobie iż te nieartykułowane odgłosy wydobywają się z jej gardła. Otworzyła oczy. Swoje trzęsące się ręce od razu skierował  na brzuch zasłaniając go. Odruch obronny był silniejszy niż mogła to sobie wyobrazić. Adrenalina zrobiła swoje. W niebywałym przypływie siły próbowała wyrwać się z czyichś ramion które zacisnęły się na niej niczym szpony.
- Ciiiiiiiiiii, to ja, musisz się uspokoić, chcemy ci pomóc. Proszę, pozwól mi sobie pomóc. – ostatnie zdanie usłyszała tylko ona, lecz nie przyniosło ono oczekiwanego efektu. – Ester jesteś bezpieczna, na górze czeka na ciebie mama, musimy do niej iść. – Nataniel nie wiedział czy podziałało słowo mama czy fakt iż  powiedział to po Polsku lecz Ester przestała się szarpać i ze łzami w oczach w nikłym przebłysku świadomości wydusiła z siebie – dziecko, uratuj moje dziecko – po czym straciła przytomność.
…………………………………………………………………………

1 komentarz:

  1. boskie xd nie trzymaj nas dłużej w niepewnosci tylko dodaj kolejna czesc

    OdpowiedzUsuń