Nataniel
powoli zaczynał żałować swojej decyzji. Dlaczego właściwie tak bardzo pragnął
aby przeżyła? Powinien pozwolić jej odejść, gdy lekarze zalecili odłączenie od
aparatury podtrzymującej życie. Wiedział iż prędzej czy później zapłaci za swój
egoizm. Czuł wszechogarniającą go pustkę.
Oczyma wyobraźni wciąż widział Ester
w pięknej czerwonej sukni z uśmiechem który mógłby stopić lód i iskierkami
tańczącymi w jej oczach. Lecz jej już nie ma. I była to tylko i wyłącznie jego
wina. Po raz kolejny do jego uszu dotarł prawie niemy szloch. Niechętnie ocknął
się z rozmyślań i wrócił do rzeczywistości. Lekarze ostrzegali go, lecz on wiedział swoje.
Przynajmniej wtedy mu się tak wydawało. Według diagnozy specjalistów nie była w
pełni władz umysłowych. Ale kto w jej sytuacji zachowałby zdrowy rozsądek?
Powinna była umrzeć razem z dzieckiem, takie było jej przeznaczenie, ale jak
zwykle Nataniel musiał zabawić się w Boga co przyniosło więcej szkód niż
pożytku. On był w trakcie żałoby po śmierci dziecka, ona nie wiedziała jeszcze
iż maleństwo umarło długo przed tym nim obiecał jej iż wszystko będzie w
porządku.
Kolejny dzień bez jakiejkolwiek poprawy. Ta
sama sceneria. On siedzący na skórzanej sofie i wypatrujący jakiejkolwiek
reakcji z jej strony, i ona, milcząca i uparcie wpatrująca się w sufit. Od
dwóch miesięcy nie wypowiedziała ani słowa. Jej jedynym odruchem było masowanie
wyimaginowanego ciążowego brzucha. Chociaż może tym razem coś jakby się
zmieniło.
Bladozłote
jesienne słońce wdzierało się przez bordowe kotary zasłaniające barokowe witrażowe
okno. Pojedyncze promienie padały na trupiobladą twarz Ester. Oddychała powoli,
z trudem łapiąc powietrze. Zapadnięte policzki jeszcze bardziej uwydatniły jej
przerażone oczy. Była jak cień, który w
każdej chwili mógł rozpłynąć się w powietrzu. Popatrzyła na niego lecz w jej oczach nie było
nawet śladu zainteresowania, jakby go nie zauważała. Przyzwyczaił się do tego
ale w głębi duszy wciąż wierzył w cud, że wszystko jakoś się ułoży. Ponownie
spojrzał na Ester i zamarł. Patrzyła wprost na niego, na niego a nie w
przestrzeń. Czuł na sobie jej spojrzenie jakby każda komórka jego ciała płonęła
żywym ogniem. Nie poruszył się, właściwie nie wiedział co ma zrobić aby jej nie
spłoszyć. Uniosła się z trudem znad pościeli i wyciągając dłoń w jego stronę
zapytała – Gdzie maleństwo? Jest pora karmienia, przynieś mi go proszę. Nie
powinien być sam- Jej głos odbił się
echem od ścian i ranił go jak miliony odłamków szkła wpijanych wprost w serce.
Zadrżał. Ester nie spuszczała z niego wzroku, wciąż trzymając wyciągniętą rękę
która coraz bardziej trzęsła się z wysiłku. Uśmiechnęła się. – Natanielu,
przynieś naszego syna. Na pewno jest głodny. Natanielu? Proszę…- Zamilkła.
Złowieszczą cisze przerwał narastający szloch. Nataniel ostrożnie zbliżył się
do łóżka Ester i próbując opanować szarpiące nim emocje, delikatnie ujął ją za
rękę. – Ester? Kocham Cię. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. – Chciał ucałować
jej trzęsącą się dłoń lecz nie zdążył. Z niezwykłą szybkością i siłą wyrwała
się z jego uścisku i z całych sił wymierzyła mu siarczysty policzek. – Zaufaj
ci? Wszystko będzie dobrze? Czy ty sam siebie słyszysz? Takie głupoty możesz
pieprzyć którejś ze swoich kochanek gdy wymieniasz ją na kolejną zabawkę.
Kochasz mnie? Tak? Jakoś nie zauważyłam. Wiesz przynajmniej czy był to chłopiec
czy dziewczynka czy jak zwykle wysłużyłeś się innymi żeby pozbyć się problemu?
– Jej słowa raniły go tak bardzo iż nie był w stanie się odezwać. Nienawidziła
go. I na pewno nie była szalona. – Ester, proszę… - głos mu się załamał –
błagam, nie rób tego – ponownie chciał ją przytulić lecz w ostatniej chwili się
powstrzymał. – Zawołam lekarza, pomoże ci się uspokoić-
-
Uspokoić się? Czyżbym była zdenerwowana?- jej histeria przybierała na sile –
Przecież nie mam powodu do zdenerwowania. Mam życie jak z bajki. Nieprawdaż?
Czekaj jak to szło? Zacznijmy od tego iż
zostałam porwana, trafiłam do burdelu, potem jaśnie pan gangster kupił
mnie abym pełniła honory jego narzeczonej. Następnie przez kilka miesięcy byłam
przetrzymywana i maltretowana przez jego ojca. Żyć nie umierać, co? A i
zapomniałabym o najważniejszym. Nosiłam pod sercem martwe dziecko. Tak to by
było na tyle. A teraz znowu karz mnie
czymś nafaszerować abyś miał święty spokój. Myślisz, że kim jesteś? Bogiem?
Pora zejść na ziemie. Jesteś nikim. Rozumiesz? Nie miałeś prawa decydować o
moim życiu, ani mojego dziecka.- Nataniel przerwał jej w pół słowa - Naszego.
Naszego dziecka. Nie zapominaj o tym iż byłem jego ojcem. Gabryś. Nazwałem go
Gabriel.-
Zapadła
cisza. Żadne z nich nie odezwało się już ani słowem. Obydwoje czuli to samo.
Pustkę i żal. Ranili się nawzajem. Nataniel nie mógł już patrzeć na jej
cierpienia. Złapał ją i mocno przytulił próbując zdusić w sobie szloch i
powstrzymać kolejną falę wzajemnych oskarżeń. Ona natomiast po bezskutecznej
próbie wyrwania się z jego ramion, poddała się i cicho łkając w kółko
powtarzała jedno słowo: Dlaczego, dlaczego, dlaczego?....
…………………………………………………………………………….
-
Zasnęła?-
-
Tak, to był długi i męczący dzień.-
-
Jakieś wnioski?-
-
Nie jestem do końca pewien czy jestem jej potrzebny. Jest nad wyraz przytomna i
nie wydaje mi się iż cierpi na jakiekolwiek zaburzenia emocjonalne. Zachowuje
się jakby nie czuła absolutnie nic. Nie tak zachowują się osoby które
przeżyły to co ona. Według mnie po
prostu sobie z nas drwi-
-
Myślisz że nie zauważyłem? I co ja mam z nią teraz zrobić?-
-
Chcesz opinii psychiatry czy przyjaciela? –
-
Aż tak źle?-
-
Uważaj na nią. Nie wszyscy staja się socjopatami pod wpływem traumatycznych
wydarzeń, niektórzy się nimi po prostu rodzą. Na twoim miejscu byłbym bardzo ale
to bardzo ostrożny…
…………………………………………………………………………

Mam nadzieję że wena dopisze i szybko pojawi się nowy rozdział :D co to tego to jak dla mnie bardzo fajny ;)
OdpowiedzUsuńI te uczucie gdy czytasz z zapartym tchem :D
OdpowiedzUsuń