poniedziałek, 10 października 2016

CO CIĘ NIE ZABIJĘ....CZ. 5



Nataniel powoli zaczynał żałować swojej decyzji. Dlaczego właściwie tak bardzo pragnął aby przeżyła? Powinien pozwolić jej odejść, gdy lekarze zalecili odłączenie od aparatury podtrzymującej życie. Wiedział iż prędzej czy później zapłaci za swój egoizm. Czuł wszechogarniającą go pustkę.
Oczyma wyobraźni wciąż widział Ester w pięknej czerwonej sukni z uśmiechem który mógłby stopić lód i iskierkami tańczącymi w jej oczach. Lecz jej już nie ma. I była to tylko i wyłącznie jego wina. Po raz kolejny do jego uszu dotarł prawie niemy szloch. Niechętnie ocknął się z rozmyślań i wrócił do rzeczywistości. Lekarze  ostrzegali go, lecz on wiedział swoje. Przynajmniej wtedy mu się tak wydawało. Według diagnozy specjalistów nie była w pełni władz umysłowych. Ale kto w jej sytuacji zachowałby zdrowy rozsądek? Powinna była umrzeć razem z dzieckiem, takie było jej przeznaczenie, ale jak zwykle Nataniel musiał zabawić się w Boga co przyniosło więcej szkód niż pożytku. On był w trakcie żałoby po śmierci dziecka, ona nie wiedziała jeszcze iż maleństwo umarło długo przed tym nim obiecał jej iż wszystko będzie w porządku.
 Kolejny dzień bez jakiejkolwiek poprawy. Ta sama sceneria. On siedzący na skórzanej sofie i wypatrujący jakiejkolwiek reakcji z jej strony, i ona, milcząca i uparcie wpatrująca się w sufit. Od dwóch miesięcy nie wypowiedziała ani słowa. Jej jedynym odruchem było masowanie wyimaginowanego ciążowego brzucha. Chociaż może tym razem coś jakby się zmieniło.
Bladozłote jesienne słońce wdzierało się przez bordowe kotary zasłaniające barokowe witrażowe okno. Pojedyncze promienie padały na trupiobladą twarz Ester. Oddychała powoli, z trudem łapiąc powietrze. Zapadnięte policzki jeszcze bardziej uwydatniły jej przerażone oczy.  Była jak cień, który w każdej chwili mógł rozpłynąć się w powietrzu.  Popatrzyła na niego lecz w jej oczach nie było nawet śladu zainteresowania, jakby go nie zauważała. Przyzwyczaił się do tego ale w głębi duszy wciąż wierzył w cud, że wszystko jakoś się ułoży. Ponownie spojrzał na Ester i zamarł. Patrzyła wprost na niego, na niego a nie w przestrzeń. Czuł na sobie jej spojrzenie jakby każda komórka jego ciała płonęła żywym ogniem. Nie poruszył się, właściwie nie wiedział co ma zrobić aby jej nie spłoszyć. Uniosła się z trudem znad pościeli i wyciągając dłoń w jego stronę zapytała – Gdzie maleństwo? Jest pora karmienia, przynieś mi go proszę. Nie powinien być sam-  Jej głos odbił się echem od ścian i ranił go jak miliony odłamków szkła wpijanych wprost w serce. Zadrżał. Ester nie spuszczała z niego wzroku, wciąż trzymając wyciągniętą rękę która coraz bardziej trzęsła się z wysiłku. Uśmiechnęła się. – Natanielu, przynieś naszego syna. Na pewno jest głodny. Natanielu? Proszę…- Zamilkła. Złowieszczą cisze przerwał narastający szloch. Nataniel ostrożnie zbliżył się do łóżka Ester i próbując opanować szarpiące nim emocje, delikatnie ujął ją za rękę. – Ester? Kocham Cię. Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. – Chciał ucałować jej trzęsącą się dłoń lecz nie zdążył. Z niezwykłą szybkością i siłą wyrwała się z jego uścisku i z całych sił wymierzyła mu siarczysty policzek. – Zaufaj ci? Wszystko będzie dobrze? Czy ty sam siebie słyszysz? Takie głupoty możesz pieprzyć którejś ze swoich kochanek gdy wymieniasz ją na kolejną zabawkę. Kochasz mnie? Tak? Jakoś nie zauważyłam. Wiesz przynajmniej czy był to chłopiec czy dziewczynka czy jak zwykle wysłużyłeś się innymi żeby pozbyć się problemu? – Jej słowa raniły go tak bardzo iż nie był w stanie się odezwać. Nienawidziła go. I na pewno nie była szalona. – Ester, proszę… - głos mu się załamał – błagam, nie rób tego – ponownie chciał ją przytulić lecz w ostatniej chwili się powstrzymał. – Zawołam lekarza, pomoże ci się uspokoić-
- Uspokoić się? Czyżbym była zdenerwowana?- jej histeria przybierała na sile – Przecież nie mam powodu do zdenerwowania. Mam życie jak z bajki. Nieprawdaż? Czekaj jak to szło? Zacznijmy od tego iż  zostałam porwana, trafiłam do burdelu, potem jaśnie pan gangster kupił mnie abym pełniła honory jego narzeczonej. Następnie przez kilka miesięcy byłam przetrzymywana i maltretowana przez jego ojca. Żyć nie umierać, co? A i zapomniałabym o najważniejszym. Nosiłam pod sercem martwe dziecko. Tak to by było na tyle. A teraz znowu karz  mnie czymś nafaszerować abyś miał święty spokój. Myślisz, że kim jesteś? Bogiem? Pora zejść na ziemie. Jesteś nikim. Rozumiesz? Nie miałeś prawa decydować o moim życiu, ani mojego dziecka.- Nataniel przerwał jej w pół słowa - Naszego. Naszego dziecka. Nie zapominaj o tym iż byłem jego ojcem. Gabryś. Nazwałem go Gabriel.-
Zapadła cisza. Żadne z nich nie odezwało się już ani słowem. Obydwoje czuli to samo. Pustkę i żal. Ranili się nawzajem. Nataniel nie mógł już patrzeć na jej cierpienia. Złapał ją i mocno przytulił próbując zdusić w sobie szloch i powstrzymać kolejną falę wzajemnych oskarżeń. Ona natomiast po bezskutecznej próbie wyrwania się z jego ramion, poddała się i cicho łkając w kółko powtarzała jedno słowo: Dlaczego, dlaczego, dlaczego?....
…………………………………………………………………………….
- Zasnęła?-
- Tak, to był długi i męczący dzień.-
- Jakieś wnioski?-
- Nie jestem do końca pewien czy jestem jej potrzebny. Jest nad wyraz przytomna i nie wydaje mi się iż cierpi na  jakiekolwiek zaburzenia emocjonalne. Zachowuje się jakby nie czuła absolutnie nic. Nie tak zachowują się osoby które przeżyły  to co ona. Według mnie po prostu sobie z nas drwi-
- Myślisz że nie zauważyłem? I co ja mam z nią teraz zrobić?-
- Chcesz opinii psychiatry czy przyjaciela? –
- Aż tak źle?-
- Uważaj na nią. Nie wszyscy staja się socjopatami pod wpływem traumatycznych wydarzeń, niektórzy się nimi po prostu rodzą. Na twoim miejscu byłbym bardzo ale to bardzo ostrożny…
…………………………………………………………………………

2 komentarze:

  1. Mam nadzieję że wena dopisze i szybko pojawi się nowy rozdział :D co to tego to jak dla mnie bardzo fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I te uczucie gdy czytasz z zapartym tchem :D

    OdpowiedzUsuń